Shichi Go San

(七五三) 7-5-3, czyli święto, które obchodziłby mój syn oficjalnie w połowie listopada gdyby mieszkał w Japonii. Do tradycji należy ubieranie przez trzy i pięcioletnich chłopców oraz trzy i siedmioletnie dziewczynki kimon, wizyta w świątyni i u fotografa. W naszym wypadku był to bardzo dobry pretekst do wypróbowania nowego, wielkoformatowego szkła.
Zawsze miałem dobre zdanie o obiektywach Fuji. Podoba mi się ich rysunek, kontrast, mikrokontrast i ostrość. Niektórzy zarzucają im, że dają obraz bardzo sterylny, czy wręcz techniczny, co oczywiście należy brać to pod uwagę planując zdjęcia, ale to naturalne, że czego innego oczekuje się od stuletnich Plazmatów, pozbawionych powłok Tessarów, lotniczych Aero Ektarów czy współczesnych konstrukcji z Kraju Kwitnącego Yena. Fujinona-W 135 ze światłem 5,6 nabyłem w Japonii za cenę migawki jako egzemplarz w średnim stanie. Mogę spokojnie założyć, że w warunkach nie tylko polskich, ale i europejskich, portali aukcyjnych byłby on opisany jako idealny. Przy dokładnym, bardzo dokładnym, obejrzeniu okazuje się, że na przedniej soczewce jest minimalny ślad powstały w wyniku… czyszczenia. Nie wpływa on w żaden sposób na wynikowe zdjęcie o czym zdążyłem się przekonać. Mechaniczne i kosmetycznie ideał. Wyniki, bardziej niż satysfakcjonujące.
Motylek 45, Fujinon-W 135/5,6, Foma 4×5, 100 w Rodinalu 1:25, 20oC, 7 minut.