Być jak Ansel A.

Znów będzie marudzenie na miarę Fotogenicznego haczyka. Często sobie obiecuję, że będę robiąc zdjęcia unikał banału. Nawet czasem udaje mi się dotrzymać słowa. Częściej nie. W górach ciężko się oprzeć, mimo, że na etapie robienia fotografii wiadomo, że takich kadrów powstało już nieskończenie wiele. I tak sobie myślę, że nie jest to ważne. Dużo bardziej istotne jest to, że w momencie naciskania spustu migawki sprawia mi to radość, że dobrze bawię się też w procesie obróbki tak negatywu jak i pozytywu, że doskonale swoje umiejętności. Przypomina to bowiem wprawki uczniów szkół muzycznych grających dzieła mistrzów. Nie są doskonałe, ale wyrabiają technikę. Nic nie szkodzi, że 90% z gotowych odbitek wyląduje w szufladzie, lub zostanie tylko w postaci celuloidowego paska. Istnieje zawsze szansa, że wśród tych ćwiczeń trafi się ujęcie wyjątkowe.
Ansel Adams, podobno, robił zdjęcia z miejsc, do których można było dotrzeć samochodem, często z punktów widokowych, a mimo to trudno wrzucić jego prace do wspólnego worka z niedzielnymi pstrykaczami…
Zrobione za pomocą Mamiyi 645 Super z obiektywem Sekor 80/2,8 na Tri-X 400, wołane w HC-110 Dil. E (1:47), 22oC, 7,5 min, 1:30:30;6:5:55