Nazywał się Billy Record

Był już po przejściach gdy go spotkałem, bo świat ujrzał po raz pierwszy w 1920. Kiedyś elegancik noszący się na czarno ze srebrnymi dodatkami w stylu Art Deco, obecnie obdarciuch pokryty rdzą. Stał u znajomych na kominku i się kurzył. Pożyczyłem na chwilę, przeczyściłem, podkleiłem, dałem nowe smary i założyłem błonę, myślałem, że połatałem miech. Niestety okazało się, że jednak gdzieś jakimiś mikrootworami słońce zagląda do środka i zdjęcia wyszły w sam raz na któryś z ahtystycznych serwisów TWA. Cóż, był to pożegnalny negatyw, wróci na kominek i będzie łypał swoim obiektywem trypletem dookoła. Czasem, jak ktoś go zaczepi, opowie o tym jak wyglądała fotografia dawno temu, gdy optyka nie miała powłok, migawka z minimalnym czasem 1/100 sekundy wystarczyła w większości wypadków, standardem było ostrzenie zgadujfocusem, a kadrowało się na czuja. Opowie o Świecie gdzie klatka 6×9 nie była rzadkością, a aparaty na film 35 milmetrów rodziły się w bólach.
Zdjęcie zrobione Agfą Billy Record z obiektywem Anastigmat-Jgestar 100/7.7. Kodak Tri-X 400 potraktowany jako 100, naświetlany na oko, wołany w Fomadonie LQN 21oC, 7 minut.