Koniec światła

20091003235742_epson050

 

To było tydzień temu. Słoneczna niedziela. Pogoda piękna, ciepło jak nie jesienią, więc wybraliśmy się do botanika. W pewnym momencie poruszenie, prawdziwy tłum w strojach wyjściowych jakby się z wesela urwali. Ha, bo urwali się, z poprawin, żeby towarzyszyć parze młodej podczas pleneru. Jeszcze takiej sesji nie widziałem. Wszyscy wspierali duchowo młodziutkiego fotografa (wyglądał na siedemnaście lat) i jeszcze młodszego pomocnika fotografa (tak na oko trzynastolatek). Były i ochy i achy podczas zaglądania przez ramię na wyświetlacz wydmuszki Canona. I sugestie. Prawdziwa grupa wsparcia. Fotograf miał blendę i lampy radiowyzwalane i widać było, że strobista ze trzy razy w tę i na zad przeczytał. Jednym słowem pełne pro przez duże „pr”. Zbliżała się szesnasta, fotograf się rozejrzał i kategorycznie stwierdził „Koniec światła, czas się zbierać”. Po czym zapakował swój superniskoszumiący, wysokoisoosiągalny aparat i skierował się w kierunku wyjścia. Za nim podążył pomocnik, państwo młodzi i trzydzieścioro gości poprawinowych kiwających ze zrozumieniem głową.
Ja tym czasem kilka metrów dalej zakładałem do kasety Mamiyi Provie 100 i czekałem, bo po mału zbliżała się złota godzina, ten magiczny moment gdy światło jest stworzone dla fotografii.
P.S.
Powyższe zdjęcie morza zostało uczynione piętnaście minut przed zachodem słońca.