Zamiana

 

Sprzedałem dziś Nikona FM. Dobrze mi służył. Tak, bo to piękny, w pełni mechaniczny aparat. I uprzedzę pytanie, tak można nim fotografować bez baterii (bo własnie się rozładowała, czyli tak raz na 5 lat) zdając się na łatwodostępny i równie „baterioniezależny” światłomierz model Sunny f/16. Prawdziwe arcydzieło mechaniki precyzyjnej pokazujące w wizjerze ustawiony czas przy użyciu wyświetlacza sterowanego układem linek i kółek (sic!). Aparat w stosunku, do którego ciężko być „na nie” i łatwo się w nim zakochać. Nie tylko ze względu na pięknie brzmiącą migawkę, prawie całkowity brak kopnięcia lustra i bezpretensjonalność wyglądu, ale przede wszystkim za pewność, że zadziała.
Jednak powędrował do ludzi. Dlaczego? Zastąpił go kilka lat młodszy kuzyn – FE-2. Zewnętrznie widać, że to bardzo bliska rodzina, wewnętrznie niewątpliwa bliskość serii F. Czyli? Tytanowa migawka z zakresem do 1/4000 sekundy i z synchronizacją lampy 1/250. Jeszcze cichsze niż w efemce i wprowadzające mniej wibracji lustro, które można sobie wstępnie unieść. Jeszcze jaśniejsza i bardziej kontrastowa matówka (czy to możliwe?). Do tego ta niewielka szczypta elektroniki, która pozwala na pracę z preselekcją przysłony, gdy nie ma czasu na spokojne, w pełni manulane ustawianie ekspozycji i na korzystanie z dobrodziejstw lamp TTL, ale jednocześnie nie przytłacza użytkownika ilością funkcji.